ďťż
Pyza na polskich dróşkach
Witaj w klubie / Dallas Buyers Club
Klub dla wybrańców / The Riot Club
Endless Sky Of Honey
Iron Sky
MECZ WYJAZDOWY W ŁAZISKACH
Bastad
Jak nie doprowadzić do rozmnożenia kanarków
Zdjęcia naszych klatek
wapno
Sprzedam koszulkę KOL!!! ;)

Pyza na polskich dróşkach

Jestem zdziwiona, że jeszcze nikt na Karawanie nie opisał wspomnień z Majorki ....
zbyt blisko i nie warto o niej pisać, czy jak?
Na przekór opiszę moje przeżycia i przygody z tej przepięknej wysepki..
Zaczynamy

„Najlepsze wakacje Sky Club gwarantuje,
Wysyła na wczasy i z hukiem bankrutuje”
Gosiek

Majorka z upadającym biurem

Niedziela 24.06.2012
Czas nieubłaganie leci, wakacje się zbliżają, a ja dopiero dziś mam chwilę na wyknucie jakiegoś wyjazdu. Łącza się wręcz grzeją, ale jest oferta, całkiem fajna – Korfu z Rainbow.
Miała być Czarnogóra, ale Korfu ..też może być.
No i znowu się zaczyna ... a ja nie chcę znowu do Grecji..ja chcę do Hiszpanii...orzesz ty, trzymajcie mnie, bo mnie szlag trafi!
Szukam dalej ... no i jest ...Majorka, ale cholera jasna ze Sky Club ;(
Łącza znowu się grzeją i zapada decyzja ...Majorka! Co się może przydarzyć w ciągu tygodnia? Biuro chyba nie padnie, więc lecimy. Hurra ...
Wszystko dało się sprawnie załatwić i lecimy w niedzielę 1.07 – oby Hiszpanie wygrali Euro, to się zabawimy.

1.07 /niedziela/
Od rana siedzę na stronie Sky Club i usiłuję sprawdzić godziny wylotów... wyskakuje „Błąd na stronie” i nie można się niczego dowiedzieć.
Powinno dać mi to do myślenia, ale tak bardzo potrzebowałam wypoczynku, że przestałam węszyć i odpuściłam sobie. Upewniłam się tylko u pośrednika, czy na pewno dziś lecę – dostaję potwierdzenie.. i to mi wystarcza!
Fotka na lotnisku poprawia mi humor na długi godziny
Jak mi ktoś przypomni jak się tu wstawia fotki, to załączę do opowieści..
od razu piszę
[img] adres obrazka [/img] w moim przypadku nie działa i nie wiem dlaczego ..więc proszę o podanie innego sposobu

Odprawa na lotnisku przebiegła bardzo sprawnie, ba pierwszy raz dostaję taką fajną saszetkę na bilety i dokumenty, a nie tekturową kopertę.
Lot opóźniony o 20 minut – znaczy się „o czasie”
W tym samym czasie Hiszpanie zaczynają pogrom Italii...
My lądujemy w Palma de Majorka... a na lotnisku cisza, spokój...
Cholera jaki jest wynik???
Będziemy się bawić, czy nie? To jest nasz jedyny problem na dziś
Odbieramy bagaże i pędzimy do rezydentki z pytaniem ...jaki jest wynik???
Pani patrzy na nas dziwnym wzrokiem... a mogę prosić o nazwiska?
Podaję nazwisko zniecierpliwiona i dalej molestuję – no kto wygrał???
Pani już uśmiechnięta, odfajkowała nas na liście powiada ... wiadomo, że Hiszpanie i to 4:0 ...
Yuppie!!!! A więc bawimy się ! I dalej w tany
Pani na to: ale Państwo są chyba zmęczeni i pójdą spać, a rano zapraszam na spotkanie organizacyjne o 9 ... noś masz
Patrzymy na panią spode łba – A czy my tu spać przylecieli???
Damy radę i zabawić się i przyjść na spotkanie....
Po drodze obserwujemy ulice Palmy, ale wiozą nas jakimiś opłotkami i wcale nie widać, by ktoś świętował ...eeeeee do d**y... nie ma fiesty???
Szybko i sprawnie docieramy do Santa Ponca / około 30min jazdy z lotniska/.
Wow ... jest, jest zabawa na ulicach, ale fiesta!...zajebioza nooo!!!.
Ludzie tańczą, śpiewają, chodzą środkiem ulicy jak święte krowy, a my już przebieramy nóżkami – daleko jeszcze?
Dojeżdżamy do hotelu Santa Ponca Park, w samym centrum tego szaleństwa. Jest OK.!!!!!
Szybko się wypakowujemy z busa, jeszcze szybciej się meldujemy, zanosimy bagaże... nawet nie sprawdzamy, czy pokój się nam podoba...
Tylko fruuuuuuuuuuu do pobliskich knajpek, gdzie feta trwa....
Oczywiście najgłośniej zachowują się Hiszpanie, potem Szkoci, a potem ..
Włosi hihihi ... ten ich lament, aż żal ...no ale ktoś musiał wygrać, a ktoś przegrać...
Zabawa kończy się około 2 w nocy – zostają resztki najwytrwalszych kibiców, więc my też idziemy wraz z Szkotami to hotelu.
Spać idziemy około 4 rano .... budzik ustawiłam na 8:00 ...
Wstaniemy???

Gosiek dnia Sob 9:28, 14 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz



[...]Jak mi ktoś przypomni jak się tu wstawia fotki, to załączę do opowieści..
od razu piszę
[img] adres obrazka [/img] w moim przypadku nie działa i nie wiem dlaczego ..więc proszę o podanie innego sposobu[...]

Może adres obrazka nieodpowiedni... A gdzie umiejscowione zdjęcia?
Super relacja. Fajnie się czyta więc tym bardziej chciałbym jeszcze zobaczyć...
Duchu, dzięki ,,,,rzeczywiście przepisywałam nie ten adres zdjęcia
a zdjęcia są na picassie.
Następne będą oczywiście większe, ale tak się ucieszyłam, że udało się wstawić fotkę, iż nie zwróciłam uwagi, że to tylko miniatura hi hi

ciekawa jestem, kiedy UEFA znowu zawita do mojego miasta
ale znak ciągle obowiązuje


zaczyna się nieźle, poproszę o więcej.
Kolejny czytelnik melduje się na wątku.
I z zapartym tchem oczekuje dalszej relacji.
2.07 /poniedziałek/
Obudziłam się już przed 8 ... i od razu robię „rekonesans” okolicy, znaczy się idę na balkon zobaczyć „widoki” za dnia. No cóż, widok na ulicę, morza ani widu ani słychu. Zastanawiam się nad zamianą pokoju, ale tylko przez chwilę, bo pokój jest Ok., łazienka też, a tak po prawdzie, to ile czasu spędzimy w tym pokoju? Ważne, że jest balkon, znaczy się mam gdzie zapalić
Szybkie śniadanko i lecimy na obchód hotelu...
Zajęło nam to całe 5 minut i już wiemy, gdzie co jest – są stoły do ping-ponga, jest bilard, boisko do piłki nożnej, siatkówki, 3 baseny ...no to wieczorami nie będziemy się nudzić.

Santa Ponca Park jest połączony z Pioniero i można z obu hoteli korzystać. Po drugiej stronie ulicy jest jeszcze Playa Santa Ponca i tam też można się gościć. Wszystkie 3 hotele należą do sieci Globalles /czy jakoś tak/.
O 9 idziemy na spotkanie z rezydentką, chcemy wykupić wycieczkę do SA Calobra i na półwysep Formentor i tu zonk ... Z Santa Ponca nie ma wycieczek na Formentor ...buuuuu. Wykupuję więc objazd po wyspie /na środę/ i jaskinie del Drac / na piątek/.
Pozostałe wycieczki zorganizuję sobie sama.
Rezydentka podpowiedziała, gdzie jest przystanek autobusowy /na rondzie, w centrum miasteczka, 200m od hotelu/, dała rozkład jazdy autobusu 102 jeżdżącego do Palmy / cena biletu do stolicy Majorki 3,20 €/.
Usłyszałam jeszcze, że jestem „niezwykle” przygotowaną turystką, a takich tutaj ze świeczką szukać ...też mi nowina .
Odchodząc usłyszałam, jak grupa Polaków mówi coś o problemach z biletami na samolot / nie było ich na liście pasażerów/ i pytają się, jak to będzie z powrotem... tłumaczenia już nie usłyszałam ..wtedy mnie to jeszcze nie interesowało
My biegliśmy z ręcznikami na plażę ...
O kurczaki – szeroka, piaszczysta plaża, woda jak marzenie ..

Rozkładamy ręczniki i ..chlup ...
Wreszcie czuję się wolna, spokojna... pełen luz
Podczas tego relaksu, rozglądamy się po okolicy i.... dostrzegamy schody prowadzące gdzieś do nieba....

Już wiemy, gdzie chcemy iść ...a co ...lubimy się męczyć
Zwiedzamy „prawą” część miasteczka i oczywiście zaliczamy „schody”.

Opłaciło się, bowiem naszym oczom ukazuje się cała panorama Santa Ponca i przecudownej zatoki...

Wracając do hotelu, wstępujemy jeszcze do informacji po mapę miasteczka i już wiemy, gdzie pójdziemy po kolacji
Do kolacji napoje roznoszą kelnerzy – gimnastykowałam się zamawiając coś do picia, a kobitka tylko kręci głową, że nie ma...
w końcu mówię po polsku, że pozostaje mi tylko piwo...
na co kelnerka – „nie ma sprawy już podaję” hihiiihii
Magda, bo tak ma na imię ta młoda, przesympatyczna osóbka, obsługiwała nas przez cały pobyt i doradzała, gdzie jeszcze warto pojechać
Po południu w hotelu jest organizowany turniej piłki nożnej – jesteśmy jedynymi Polakami, którzy biorą udział w tej zabawie. Prym wiodą Niemcy, Rosjanie i Szkoci, a walka jest bardzo zacięta. Niestety turniej wygrywają niepokonani Niemcy...

Wieczorem zwiedzamy „lewą” część miasteczka, aż do miejsca, w którym w 1229 r zszedł na ląd Jakub I Zwycięzca. Wydarzenie to uczczono krzyżem postawionym na przylądku.

Swoją drogą, nie mógł wylądować na piaszczystej plaży, tylko na skałach?!?! Ale nie mnie oceniać postępowanie innych...

i jeszcze zachód słońca z przylądka " z Krzyżem" jak sobie go nazwaliśmy

Po powrocie turniej ping- ponga ze Szkotami i Rosjanami ..
A gdzie są Polacy? Przecież widzieliśmy ich rano, a potem już nie ..
pochowali się, czy jak?
3.07 /wtorek/
Boszesz mam wrażenie, że jesteśmy tutaj już miesiąc, a to dopiero wtorek.
Znowu szybki prysznic, śniadanie i fruuuu na przystanek.
Jedziemy zwiedzać stolicę – Palma de Mallorca. Nikt nie używa pełnej nazwy miasta, więc my też kupujemy bilety do Palmy
Zwiedzanie zaczynamy od Katedry, przy której jest przystanek autobusowy.
Katedra La Seu jest ogromna. Stoi na wzniesieniu blisko nabrzeża. Niestety wstęp do niej jest płatny, ale to nie jest problem.... tłum zorganizowanych wycieczek, który stoi przed wejściem zniechęca nas do obejrzenia katedry od wewnątrz. ;(

Stojąc na wzniesieniu przy katedrze, po lewej stronie rozciąga się Parc de la Mar. Warto się tam przejść, tylko po to by zrobić zdjęcia portu i zatoki i takie tam inne.

Idziemy dalej wąskimi uliczkami w dzielnicy Barri Gotic... obojętnie, którą się wybierze i tak się trafi na główne place, ale nie to jest ważne.
Charakter tych uliczek, budynki, rezydencje ze wspaniałymi patio mają swój czar i urok.

Trafiamy też na kościół Św. Eulalii /nawet nie wiedziałam, że taka istnieje /, bardzo podobny do katedry, tylko, że mniejszy. Tutaj wchodzimy bez problemu i podziwiamy gotyckie mury.

i znowu Jakub Zwycięzca

W Palmie jest jeszcze kilka miejsc „godnych” uwagi, ale my trochę zmęczeni spacerem w tej plątaninie uliczek, postanawiamy odszukać dworca autobusowego...
Na mapie dworzec znajduje się przy Parc de ses Estacions... no ba..
krążymy w kółko po parku i d**a... nie ma dworca!!!
Siadamy na ławce w parku, żar się z nieba wali, a mnie już brak pomysłu... patrzę na mapę, rozglądam się dookoła i nie kumam
Podchodzi do nas jakaś kobieta i pyta się po angielsku, w czym może pomóc ... no tak to ja lubię
Bardzo szybko wyjaśnia, że wszystko Ok...dworzec jest tutaj ...ale pod ziemią
Kurka wodna ..to wejście mijaliśmy ze 50 razy... znowu wyszła ze mnie blondynka.

Na dworcu, patrzymy na tablice informacyjne ... wow ..ale tutaj jest sprawnie zorganizowana komunikacja!
Po jakiego grzyba zapłaciliśmy za wycieczkę objazdową po 67€... tymi autobusami, to o wiele taniej by nas wyniosło...i byłoby bez tłumów... no cóż ;(

Odszukujemy naszego stanowiska 29... wręczamy kierowcy odliczone 3,20€ od osoby i wracamy do Santa.
Po kolacji zrobiliśmy sobie „shopping tour”, a potem wypisywanie 20 kartek...
Oczywiście pisałam, tak, jak gdybym spędziła na Majorce już tydzień ..a co się będę powtarzać
Późnym wieczorem / a może nocą? / idę do recepcji wrzucić kartki do skrzynki i....
słyszę dziwnie podekscytowanych Polaków....
strzępki rozmów –
„Co teraz ku**a będzie?”
„Ja współczuję tym ludziom”
„ A co z nami???”
Itd...
Przechodzę ponad tym ... na wakacjach jestem, nie zamierzam się stresować. Poza tym jutro wczesna pobudka i zaplanowana wycieczka objazdowa ze Sky Club...

Gosiek dnia Wto 18:59, 17 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
ach jak miło powspominać.....piekna zatoka i te zatoczki ukryte w skałach..:)Teraz Gosiek juz wiesz,gdzie widziałam mleczną droge...hehe

Czekam na ciąg dalszy.....normalnie robi sie z tego ciekawy kryminał....pt "kto ukrył trupa "Skajkluba"/=D
4.07 /środa/
Orzesz ty ... nie mogłam spać. Taka jestem podekscytowana dzisiejszym dniem... zobaczę SA Calobra! Te serpentyny górskie i wspaniała zatoka już za chwileczkę zostaną zaliczone ,

a potem jeszcze Port Soller i Soller i secesyjna kolejka ...ech...
Pakujemy nasze plecaki i oglądamy jeszcze raz przewodniki i mapy... nagle słyszę dźwięk przychodzącego sms-a. Noś ktoś dospać nie może?
Jest 7:36...
Czytam i ... nie rozumiem...?!?!
„Witam. Właśnie udało mi się odzyskać pieniądze
za dzisiejszą wycieczkę.
Zapraszam na godz.9 po zwrot kosztów, z BILETEM
/tylko na jego podstawie następuje zwrot!!!/”
Ale o co chodzi???
Patrzę na numer, z którego został wysłany sms... kurczaki – to jest telefon rezydentki!
Szybko piszę pytanie: Czy to znaczy, że dzisiejsza wycieczka się nie odbędzie?
I natychmiastowa odpowiedź
„Witam. Widzieli Państwo info o upadłości
/info w książce/ biura Sky Club w dniu dzisiejszym?
Tak, wycieczka zatem odwołana. Widzimy się o 9 w Park”
Usiadłam, zaniemówiłam...
Mój stan określa tylko jedno słowo:
O K***A!!!
Zdążyłam jeszcze powiedzieć – już się nie pakuj, nigdzie nie jedziemy i..
poleciałam do recepcji, odszukać info o upadłości.
Szok, chaos myślowy...
Co teraz?
Co będzie dalej?
I nagle.. Eureka... gdzie ja miałam mózg, przez ostatnie kilka dni??
Przecież już w niedzielę, powinnam była się domyśleć, że te wakacje, będą trochę bardziej urozmaicone
Chyłkiem i ze spuszczonymi głowami idziemy na śniadanie...
Wpuszczą nas?
Może jeszcze nic nie wiedzą?
Z drżeniem kolan podaję nr pokoju i ...jest Ok.
Ufffffff
Po śniadaniu idziemy do lobby przy recepcji. Siedzi tam już grupka bardzo zdenerwowanych i nakręconych Polaków. Ich wiadomości są przerażające –
Wyrzucono już ludzi z hoteli na Krecie, Ibizie...
w Maroku zabrano ludziom paszporty i przetrzymują ich w hotelu jak więźniów...
z Turcji pouciekali rezydenci i ludzie koczują sami nie wiedząc co dalej...
My nie wiemy na czym stoimy...
Od wczorajszego wieczora ludzie dzwonią po różnych instytucjach, by dowiedzieć się czegokolwiek...
/Jak to dobrze, że ja nie wiedziałam o tym wczoraj jeden dzień więcej spokoju miałam /
Konsul nic nie zrobi, bo nie ma „oficjalnego” podania o upadłości, Urząd Marszałkowski, też nic nie zrobi /z tego samego powodu/... itd..
Jedynie tvn 24 odpowiedziało na sms-a Adama i już z nim przeprowadzili wywiad...
No tak 4 władza, wie jak zapewnić sobie oglądalność
Przychodzi rezydentka, razem z animatorką Sky ...obie przygnębione, zmęczone... z dnia na dzień zostały bez pracy i z ręką w szambie....
Żal mi ich okropnie...
Oddały kasę za dzisiejszą wycieczkę i ..rozpętała się „burza myślowa”.
Każdy przekrzykiwał każdego i mówił co wie... znaczy się..
NIKT NIC NIE WIE...
Mam tego dość, albo za chwilę się upiję, albo zwariuję,
albo ...
Pytam się rezydentce, czy mogę sobie pojechać na wycieczkę do Soller...
Dostaję odpowiedź – przecież nie jest pani więźniem tego hotelu, ale proszę, by w razie jakiejś „masakry” wróciła pani w ciągu 2 godzin.
To mi wystarczyło!
Szybko po plecaki i uciekamy stąd.
Jeśli mają mi wyrzucić walizki, to ja tego nie chcę widzieć....a wieczorem, odszukam jej sobie gdzieś „w piwnicy”. Majorka należy do cywilizowanego świata, więc na pewno walizek nie wyrzucają oknami...

Gosiek dnia Wto 18:58, 17 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Gosiek! Brawo!!!
Po kiego siedzieć w hotelu i się gryźć?
SUUUPER!
super opowieść
i super postawa
Atrakcji widzę było całe mnóstwo.
Owszem jestem zdenerwowana i oczywiście boję się tego, co może się wydarzyć, ale w takich przypadkach znajduję sobie „robotę” i... zaczynam logicznie myśleć.
Szybki marsz na przystanek – autobus od razu podjeżdża i jedziemy do Palmy.
W busie przeglądam przewodniki i mapę, już je znam na pamięć, ale dziś to sama muszę zorganizować resztę atrakcji i to bardziej przyjemnych.
Po 30 minutach jesteśmy na dworcu i zaczynamy poszukiwania stacji secesyjnej kolejki do Soller. Na szczęście przy dworcu jest informacja... ale taki tam tłum, że ochroniarz, nie wpuszcza nas do środka i każe czekać...
Wykorzystuję jego a co chyba za coś mu płacą?
I pytam się – gdzie jest ta stacja?
Prosta odpowiedź – za tym budynkiem...
Już tam lecimy...
Dworzec tej kolejki jest równie „stary” jak i wagony, które dostrzegamy...

Patrzymy na cennik:
Bilet w jedną stronę, osoba dorosła – 19€
dziecko – 12,5€
tramwaj z Soller do Port de Soller – 5€ /w jedną stronę/
bilet kombinowany -28€
Czytam, czym jest ten ostatni bilet / bilet w te i z powrotem za kolej i tramwaj/.
Rachunek jest prosty i wybieram ten ostatni
Nawet w takich sytuacjach, nie zapominam skąd pochodzę hihihihihi
Jest 11:25, a pociąg odchodzi o 11:50 ...potem jest dopiero o 14... znaczy się szczęście zaczyna nam sprzyjać...
Wpadamy do ostatniego wagonu i ..przechodzimy przez wszystkie i delektujemy się „tymi starociami”, bo prawie w każdym są siedzenia z innej epoki...

My dochodzimy do I wagonu, gdzie siedliska są drewniane i ruchome, i nie ma dolnych okien, a po drodze zostawiamy wygodne fotele i kanapy.

Aj tam, jak się bawić w secesję, to trzeba poznać, te gorsze warunki, a jak
Bawimy się siedzeniami / oparcia można przesuwać, tak, że siedzenia przed nami albo są „przodem do nas” albo normalnie jak w tramwaju...
Musiałam „idiotycznie” wyglądać bawiąc się tak przez 5 minut, ale nikt z pozostałych nie był zdziwiony... ba zaczęli robić to samo.

Kilka słów o samej kolejce: została wybudowana w 1912r i jest jedną z ostatnich tego rodzaju; przemierza 27 km tuneli w górach Tramuntana, które widać zwłaszcza w drodze powrotnej. W 1929 r została zelektryzowana i obecnie wagony ciągnie „lokomotywa” z napędem elektrycznym.

Pociąg rusza, my już w niezłych nastrojach, jak małpki patrzymy za okno...
Najpierw przejazd przez dzielnice Majorki, których nie widzieliśmy, a potem to już tylko widoki ...
Hm...

Potem zaczyna być już lepiej...

...stacja w Bunyola

I jest też jeden postój na tarasie widokowym /w drodze powrotnej pociąg się tu nie zatrzymuje/.

Nastrój psują mi sms-y od rodzinki, którą muszę uspokoić... setki zapytań, co u nas, bo w TV mówią to i tamto...
Nie po to uciekłam z hotelu, by dalej o tym myśleć!
Odpisuję starym tekstem – Jak będziemy potrzebować pomocy, to sama się odezwę!!! Wyłączcie telewizory i przestańcie pisać do nas, bo nie mamy czasu na głupoty
Po godzinie dojeżdżamy do Soller ...

o jest tramwaj! Od razu wsiadamy do niego i jedziemy do Port de Soller.

Po drodze mijamy plantacje pomarańczy, cytryn i migdałów i ..oczywiście widoki...

takie też

Po 20 minutach jesteśmy na miejscu.
Sam Port de Soller przypomina bardziej wybrzeże francuskie, mnóstwo w nim jachtów, bardzo fajna zatoczka, ale plaża taka sobie.

Natomiast jemy najpyszniejsze lody na świecie, a jadłam już w wielu miejscach
Na dwóch krańcach zatoki stoją latarnie morskie:
- Faro de Punta Grossa, do której prowadzi trasa spacerowa wzdłuż luksusowych willi
- Llucalcari i Cap Gros, do której prowadzi koszmar, a nie droga, ale widoki są piękne...
My mamy dzień lenia i wystarczy nam tylko popatrzenie na latarnie i łażenie po samym miasteczku.

Tramwaje do Soller „chodzą” co pół godziny, ale kolejka ...
powrót albo o 14 / eee nie zdążymy / albo o 17:50 / uwaga! W rozkładzie podana jest 18:50!/ i oczywiście tym wracamy.

jeden z tuneli na trasie

Jeszcze tylko krótki spacer po Soller ...
I znowu znajomy dworzec w Palmie – przesiadka na autobus i po 30 minutach jesteśmy w hotelu...
Wraz z każdym krokiem, robi mi się coraz ciężej na duszy...
Wchodzimy, patrzymy na lobby, a tam znajomi Polacy, rezydentka...
Podchodzę do nich i pytam – wiadomo już co z nami???
[...] * cenzura wycięła
Znaczy się
1.nie wiadomo, czy mamy opłacony pobyt w hotelu
2.wiadomo, że nie mamy opłaconego powrotu, ani transferu z hotelu na lotnisko...
3.nikt nie wie, co dalej... nie można się dalej dodzwonić pod żaden numer dla poszkodowanych, ani do żadnego „urzędu”
4.rezydentka jest w stałym kontakcie z konsulem /jest nas tu 40 osób/
5.Adam jest w stałym kontakcie z tvn24
Idę do baru po piwo, szybki prysznic i idziemy na kolację ...
Zaraz się okaże, czy mamy „opłacony hotel” na dziś...
Wchodzimy do restauracji, podaję nr pokoju i ... uśmiech na twarzy – zapraszamy
Wieczór spędzam w przemiłym gronie przy piwie.
Zasypiam "grubo" po północy, zastanawiając się ile dni minęło odkąd dostałam sms-a z wiadomością, że nie będzie wycieczki
Gosiu...
Piszesz, że piszesz... aaa... nie piszesz
A my... czekamy
piszę, piszę, tylko non stop "coś" zakłóca mi spokój i nie mam czasu na kopiuj-wklej

5.07 /czwartek/

Rano zastanawiamy się co robić. Zebranie dopiero o 10:00...
Nie zamierzamy udawać, że śpimy, ani tym bardziej siedzieć w hotelu.
Idziemy na śniadanie, a potem na poranny spacer po plaży.
Wow ... pierwszy raz widzę, by piasek na plaży był ubijany? układany?, w każdym razie jeździ sobie traktor i ładnie „czesze” piasek

Wchodzimy do wody i tak przemierzamy plażę od końca do końca i podziwiamy widoki, ciszę i kaczki

fajne rowerki wodne

W drodze powrotnej siadamy w knajpce przy hotelu, gdzie spędziliśmy pierwszy wieczór i piję sobie kawę, aż do spotkania.
Na zebraniu, praktycznie te same wiadomości co wczoraj, znaczy się nie wiadomo, do kiedy mamy opłacony hotel. Próbujemy natomiast wspólnie dogadać się w sprawie transferów na lotnisko, ale jaka firma podstawi nam autobus bez faktury?
Zostają taxi..., informuję, że takowe odjeżdżają z ronda i oficjalny koszt na lotnisko to wydatek 38€.
Dowiaduję się również, że niektórym siadają już nerwy i w nocy była przy recepcji „mała” awantura między czwórką młodych, „podpitych” Polaków a menadżerem hotelu, dotycząca sprawdzania opłacenia pokoi. Rzecz otarła się nawet o policję
No i weź tu wytłumacz, że o 2 w nocy, po spożyciu alkoholu idzie się grzecznie do łózia, a nie robi się scen!!!
W końcu nadal nie wiemy, gdzie jutro spotkamy się z Morfeuszem...
Po dowiedzeniu się, że „nic nie wiem”, pakujemy plecaki i huzia na autobus do Palmy.
Na dworcu okaże się, dokąd mamy autobusy o godzinie, która nam pasuje, żeby nie tracić czasu na czekanie...
O... jest najwcześniej do Valldemossa... znaczy się, dziś jedziemy do miasteczka Chopina za jedyne 1,70€ płatne u kierowcy hihiiihihhi
/Cena wycieczki ze Sky to 33,50€ za dorosłego i 16,75€ za dziecko/

Valldemossa, to naprawdę urokliwe miasteczko położone w górach. Sławę przyniosła mu niechlubna powieść G. Sand, która wraz z Chopinem spędziła tutaj zimę 1838/1839. Zamieszkali w 3 celach klasztoru Kartuzów.
Tubylcy z Valldemossa, nie potrafili zaakceptować ekscentrycznej Sand, która chodziła w spodniach i paliła papierosy, a ta nie była im dłużna nazywając ich "małpami" i kanibalami z Polinezji. Swoje wspomnienia spisała w książce „Zima na Majorce”, gdzie pokazuje bardzo ponury obraz życia na wyspie.
Mogła przyjechać tutaj latem, to by jej się podobało, ot co
Poniżej fotki drogi prowadzącej do miasteczka

A tutaj ogrody przyklasztorne

Muzem Chopina /zwiedzenie 3 cel kosztuje 3€ od osoby/

mam fotkę z tymi figurami, ale wyglądam przy nich jak pigmej,więc wstawiam parę bez mojej osoby

normalnie palce same "chodziły, by zagrać na taj klawiaturze, ale nie ma szans ...pilnują

Samo miasteczko

tabliczki na domach

nazwa uicy

wprawne oko, wie kto zacz na fotce

te zielone okiennice i drzwi...

a tu nagle brązowe

Klasztor widziany z ulicy, na której czekaliśmy na autobus powrotny

Na dworcu w Palmie, mamy trochę czasu, więc planujemy jutrzejszy dzień – Portocristo i jaskinie del Drac na wschodzie wyspy

Do hotelu wracamy przed 17 i załapujemy się na kolejny turniej piłki nożnej.
W naprawdę dobrych humorach, po szybkim prysznicu udajemy się na kolację...
I znowu drżenie kolan, co się stanie jak podam nr pokoju???
To były naprawdę ciężkie i bardzo niepewne chwile ...
Uffff, znowu się udało
Wieczorem znowu na spacer po mieście – trzeba było dokupić wodę na wycieczki, a najtaniej jest w Etroski / to taka lokalna Biedronka/

Po powrocie przysiadam się do kilku poznanych Polaków i przy różnych alkoholach i miłych rozmowach o podróżach bardzo sympatycznie upływa nam czas.
Gosiek - dzięki tobie już wiem, że do Valldemossa muszę kiedyś dojechać.
A i na kurs organizacji fakultetów muszę się do ciebie zapisać
Hejka
w koncu i ja dotarłam na Majorkę Gosi
fajne fotki Gosia
Co prawda do Valldemossa nie dotarłam bo...zostawiłam sobie na następny raz, ale ciągle mam na liście
czekam na relacje z jaskiń
pozdrawiam wszystkich
Sprawdzam jak postępują prace..
widze ze trzeba jednak bedzie poknuc majorkowo
Valldemossa podoba mi sie...lubie takie klimatyczne miasteczka
jakby to powiedzieć ...hm
ponad 2 godziny robię kopiuj wklej i...
zrobiłam podgląd wiadomości i mnie wykopało stąd ;(
nie wiem, czy znajdę w sobie siłę, by zrobić to samo jeszcze raz w tym stuleciu ;(
Też tak miałem. Fakt to irytujące. Ale znalazłem na to sposób. Wysyłam post po trzech zdjęciach czy po krótkim tekście. Jednymi słowy dzielę na krótsze części. W razie czego mniej do powtarzania.

A co do relacji to świetna. Nawet na chwile można cofnąć się w czasie jadąc takimi środkami komunikacji. Muszę Majorkę wpisać na swoją listę miejsc do zwiedzenia.
Gosiek - a ja kopiuj-wklej robię wordzie. Tak się zabezieczam przed wylogowaniem w trakcie zapisywania odcinka.
mam nadzieję, że już mnie więcej nie wyrzuci
ale za radą Ducha, będę dzielić na "mniejsze" kawałki

6.07 /piątek/

Rankiem udajemy się na śniadanie razem z plecakami, by już nie tracić czasu na ponowne wchodzenie do pokoju.
Nie mamy ochoty iść na zebranie, na którym jedynie popsuto by nam humory.
Idziemy znaną trasą do ronda, wsiadamy do autobusu i po pół godzinie jesteśmy już na „naszym” dworcu w Palmie.
Autobusy linii 412 do Porto Cristo i Coves del Drac odchodzą z peronów 15, 16, 17..., hm, nie ma tam niczego, ani pojazdu, ani ludzi...
Co dalej robić?
Podchodzimy jeszcze raz do rozkładu jazdy i dumamy, śmiejąc się, że pewnie zostaliśmy naciągnięci na jakiś peron 9 3/4
Na peronie 13 stoi autobus, z którego wychodzi kierowca i po jego gestykulacji widać, że chce pomóc...
zaraz jak po angielsku jest jaskinia? A po hiszpańsku jak to było?
Pomroczność jasna mnie ogarnęła .. , orzesz no..., w końcu mówię jak to blondynka „Del Drac”.
Kierowca uśmiechnięty, zaprasza do swego autobusu, dając do zrozumienia, że jedzie do Del Drac..., w jakim języku On gada? Nie wiem
Chcemy zapłacić za bilety i znowu, schody do nieba...
-ja: Porto Cristo, del Drac / nie wiem co powiedzieć, więc mówię obie nazwy/
-kierowca: anada, anada e tornada?
-ja zdziowiona: eee, Porto Cristo, del Drac...
-kierowca: anada, anada e tornada?
I tak jakąś chwilę... noś trafi mnie za chwilę, o co chodzi???
Chyba się nie dogadamy..., rozglądam się po autokarze, dlaczego nikt nie próbuje NAM pomóc?!?! Wiem, że wczesna pora, ale chyba ktoś powinien nie spać?
W końcu kierowca przechodzi na język migowy i pokazuje kasownik:
- anada – Palma – Porto Cristo -8€ - odczytuję na ekranie i kiwam głową, że pojmuję...
-anada e tornada – Palma – Porto Cristo – Palma -14€
Buahahahaha
Już oświecona kupuję 2 bilety do Porto Cristo, oczywiście anada e tornada
Te dwa słowa po katalońsku, zapamiętam do końca życia
Do odjazdu zostało jeszcze kilka minut, więc obserwuję ludzi w autobusie jakoś „dziwnie” rozbawionych...
Nagle kierowca wysiada, podchodzi do dwóch nieco skonsternowanych ludzi na peronie...
Po chwili następni turyści usiłują kupić bilet ...
Już wiem, o co chodzi pasażerom ... obserwuję sytuację, w której wcześniej grałam główną rolę i nieźle się bawię wraz z pozostałymi
A co, niech każdy turysta nauczy się przynajmniej 2 słów po katalońsku

Po godzinie jesteśmy już w Porto Cristo, więc chcemy wysiadać. Kierowca każe nam wracać i siadać...ups
Za chwilę drugi postój w centrum miasteczka – kierowca już wzrokiem nas usadza ...
No dobra, zobaczymy gdzie nas wysadzi
Wow...
Podjeżdża pod samą bramę do jaskiń i „uwalnia” rozbawionych turystów, różnych nacji i zbiera sporo podziękowań.
Najpierw robimy fotki wejścia

Potem kupujemy bilety – 12€ od osoby
I idziemy do jaskiń, oczywiście po drodze robię kilka zdjęć.

Dochodzimy do tłumu ludzi, stojących przed bramką do jaskiń... shit do wieczora tam wejdziemy???
Ale idzie sprawnie i już po około 10 minutach jesteśmy w jaskiniach
Wszędzie zakaz kamerowania i fotografowania ... no, na pewno będę przestrzegać
Idziemy wraz z tłumem ludzi... eee, tak to ja nie lubię ;(, ale co zrobić? Idziemy i podziwiamy....
Ależ cudeńka oglądamy, więc pstryk, pstryk...

Podchodzi do mnie gość z latarką i mówi, że nie wolno.., „chowam aparat..
Pan znika, a ja już mądrzejsza, robię jeszcze kilka fotek, ale tylko wtedy, gdy w pobliżu nie ma nikogo z latarką, ot co

Dochodzimy do jeziorka, jesteśmy kierowani na ławeczki w „amfiteatrze” i czekamy, aż wszystkie ławki się zapełnią.
Nagle gasną światła...
Potem zaczyna się koncert...
Na gondolach płyną muzycy i grają, a światła, potęgują tylko atmosferę harmonii i błogiego spokoju... Tylko dlaczego to wszystko trwa tak krótko?
Ech..., ta komercja
Po koncercie, wracamy kawałek drogi łódeczką, potem per pedes i ..wychodzimy... na świeże powietrze.

Co do samych jaskiń – na Majorce jest ich kilka, najbardziej polecane, bo najpiękniejsze to:
-coves d`Arta niedaleko Canyamel
-coves del Drac, przy Porto Cisto
-coves dels Halms /też niedaleko Porto Cisto/
Moje zdanie – widziałam kilka o wiele większych i piękniejszych jaskiń, ale warto być i tutaj i posłuchać tego mini koncertu
Stoimy w „szczerym polu”, znaczy się przed bramą wejściową do jaskiń i zastanawiamy się, którędy do Porto???
Widzę, w kawiarni kierowców pijących kawę..., a, leć się zapytać w którą stronę do miasteczka.
Już po chwili za 1,75€ siedzimy w autobusie i jedziemy do centrum.
W samym Porto Cristo nie ma wiele do zwiedzania, ale miasteczko mnie urzekło.
Ponoć największą atrakcją jest akwarium na Carter de Cella, prezentujące egzotyczne ryby z całego świata. Ja tam wolę rybki oglądać bezpośrednio pod wodą, więc odpuszczamy sobie tę przyjemność.
Nasze pierwsze kroki kierujemy na plażę, bo nawet z daleka widać, że to jest to, co kochamy najbardziej

Spędzamy trochę czasu na zabawie w wodzie i obserwowaniu portu i oczywiście widoczków.
Potem idziemy zobaczyć klify i domy na nich, i jak zwykle pod górkę, po schodach, ale warto

Widok na zatokę...

Dopiero potem zwiedzamy miasteczko

niebieskie okna na Majorce???

Kościółek...
Majka - poznajesz?

Zajefajna uliczka z samymi zakazami skrętów raz w lewo, raz w prawo...

Port....

a tak Majka wpływała do tego portu

Czas pożegnać się z Porto Cisto i wrócić do hotelu ;(
Jesteśmy bardzo zmęczeni, ale mijając lobby, widzimy, że zebranie trwa, więc podchodzę z grzeczności przywitać się i zapytać o nowiny.
Jakie życie jest piękne!
Dostaję wiadomość, że pobyt opłacił nam hiszpański tour operator Sky Club i zostajemy do niedzieli
No tak, wiedziałam, że kciuki ludzi dobrej woli zadziałają yupiiiiiii
Po chwili, zaczynają do mnie podchodzić ludzie z pytaniami
- a gdzie dzisiaj pani była?
Gdybym wiedziała, że przez następne pół godziny, będę robić za biuro informacyjne, zwiałabym gdzie pieprz rośnie
Ale ucieszyłam się, że wreszcie znaleźli w sobie odwagę na opuszczenie hotelu i zobaczenia jak piękna jest Majorka i to niekoniecznie pod wpływem drinków serwowanych w barach hotelowych

Przy kolacji pytam się Magdy, gdzie tu jest jeszcze jakaś fajna zatoczka, plaża ...po chwili namysłu mówi Camp de Mar i dodaje jeszcze, że weekendy ma wolne ..., robi mi się smutno, bo już więcej dziewczęcia nie zobaczę, na co słyszę, przecież jutro możemy się gdzieś spotkać ... uśmiecham się, bo wiem, że raczej szans na to nie mamy
Wieczór spędzam w sprawdzonym już gronie i jest naprawdę cudownie
ha!!
nareszcie rozszyfrowano tajemniczo brzmiące "anada e tornada"
dzięki
7.07 /sobota/

Rano najpierw grzeję łącza i szukam możliwości powrotu do domu /tak na wypadek, gdyby okazało się, że naprawdę musimy sobie radzić sami/...
Oczywiście, jak to ja, znowu mam szczęście – okazuje się, że w poniedziałki i piątki są regularne rejsy z Palmy do mojego miasta.
Ze stoickim spokojem i z bananami na twarzy idziemy na śniadanie ze spakowanymi plecakami.
Po drodze zaglądam jeszcze do książki Sky Club, by sprawdzić o której godzinie mamy autobus do Camp de Mar.
Jakież jest moje zdziwienie, gdy widzę na pierwszej stronie podane godziny wylotów do Warszawy, Katowic i Poznania... z dopiskiem
Biuro Rainbow „przejęło” turystów Sky i loty są o czasie do właściwego miasta.
Wyjątkiem są osoby, które zakupiły wczasy na 2 tygodnie ... ci polecą, tam gdzie będą miejsca ;(
Ba, humory mamy już anielskie
Mimo wielkiego huku o upadłości, my spędziliśmy całkiem fajne wakacje.
Dlaczego więc, nikt nie chce ze mną jeździć, bo się boi atrakcji hihhiihiii
Przychodzi mi na myśl – jeszcze nie doświadczyłam tsunami, tornada i katastrofy samolotu
Po śniadaniu lecimy na przystanek, a tam ....suprise
Słyszę „dzień dobry, mówiłam, że się spotkamy?”
Wow, Magda z synem i koleżanką udają się do Palmy, więc jest okazja do pogawędki n/t życia na Majorce i kryzysu w Hiszpanii. Teraz to już mogę napisać przynajmniej nowelę o wyspie hihihihihihii
Podjeżdża nasz autobus, więc się żegnamy i za 1,5€ jedziemy do Camp de Mar.
Miasteczko, eee raczej wioska nadmorska, jest położone w górach nad niedużą zatoką. Zwiedzanie zajęło nam około 10 minut....

Pole golfowe

Bardzo szybko się przekonujemy, że jest to ulubione miejsce spędzania weekendów przez mieszkańców okolicznych miast.
Ale naprawdę jest to przepiękne miejsce do plażowania.

Zatoka

domy na klifach

Plaża

a w tle restauracja na półwyspie w kształcie gitary, w której zostawiliśmy 20€ za zupę, spaghetti, piwo i sprite

Gosiek dnia Nie 19:46, 29 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Po południu wracamy do hotelu i „bierzemy” udział w animacjach hotelowych, a po kolacji idziemy na spacer do ... Calvii.
To +/- 2 km, więc idziemy pieszo.
Po drodze oglądamy ulice, domy w Santa Ponca i takie tam różne

Znaki drogowe ..hm, proszę o objaśnienie tej triady

Gdy dochodzimy na klify, robię wielkie oczy...
Orzesz ty, tuż pod nosem mieliśmy „pocztówkowe” widoki, a my dopiero dziś tutaj docieramy....
Ech jak nam się podobają te klify i wysepki...

Trochę zmęczeni, ale pełni wrażeń wracamy do hotelu i....
Oczywiście, wcale już nie zmęczeni udajemy się do swoich towarzystw i bawimy się długo w noc..., a co, w końcu to nasza „zielona noc”
Gosiek - lepiej późno niż wcale.
Najważniejsze, że pocztówkowe widoki zostały odkryte i uwiecznione

A co do tych "atrakcji" których jeszcze nie doświadczyłaś, to w przypadku naszego ewentualnego wspólnego wypadu, to ja poproszę o inny zestaw
Gosia, ależ piękne okoliczności przyrody...pięknie
no ilez mozna sie patrzec w te okiennice???Gosieeek!!!
Momi... ale o co chodzi?
ja to dopiero jestem Blondynka....hahahaha...siedziałam na pierwszej stronie i czekałam na dalszy ciąg relacji.....a tu wszyscy już na drugiej stronie... Wooo matko! No to jeszcze tu podziękuje - bo już to rano zrobiłam na wakacjach.pl - bryloczek już przypięty do kluczy, a sąsiedzi zostali zmuszeni do odsłuchania naszego folkloru...:)DZIEKUJE BARDZO...
Momi, bardzo się cieszę, że prezent dotarł
i dzięki za wyjaśnienie
ojjj jaka dluga ta "zielona noc"
Gosiek - daleko jeszcze
ja już zakończyłam opowieści...
ostatniego dnia nie wydarzyło się nic ciekawego...
dzień plażowo - basenowy
korzystałam z All, które mieliśmy wykupione
Wieczorem wyjazd na lotnisko i sruuuuuuuuuu do Po
no nieeee ... gosiek nie trzeba bylo tak od razu
Jakoś trudno w to uwierzyć, że przez cały dzień Gosiaczku nic Ci się ciekawego nie wydarzyło

Nuska dnia Wto 14:45, 28 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
a widzisz Nusiu, bywają takie "szare" dni w moim życiu, w których żadnych przygód, czy atrakcji nie mam
Gosiu to kiedy ta Albania??? Bo mnie ceny interesują strasznie i wogole wszystko..
Dziekuje za karteczke i prezent..;-D Choc musze przyznac, ze najbardziej ukochałam sobie ten z majorki.....piekny zilony żólwiowaty...


ďťż
Wszelkie Prawa ZastrzeĹźone! Pyza na polskich dróżkach Design by SZABLONY.maniak.pl.